Osiołek
Bóg chce, bym był osiołkiem, na którym wjedzie do Jeruzalem. Będzie mnie karmił i uczył. Nauczy, gdzie mam iść, nauczy po cichu, tak, by nas nie spłoszyć.
Wolność jest wtedy, gdy zapominasz pisowni nazwiska tyrana.
Bóg chce, bym był osiołkiem, na którym wjedzie do Jeruzalem. Będzie mnie karmił i uczył. Nauczy, gdzie mam iść, nauczy po cichu, tak, by nas nie spłoszyć.
W moim biurze są drzwi. Otwierają się i zamykają, na zawsze, potem znowu pukanie.
Na nich płaszczyzna, monotonna i bura, plus zamek, srebrny i błyszczący, jak miecz z filmu.
Otwarcie drzwi jest dziwaczne, nie wiadomo, gdzie są, jakiś fragment łuku, po którym biegną, zamazane, potem trzask. Wtedy już dobrze, relaks przenosi się po całej powierzchni i zastyga, spokój, spookój. Widać je wtedy wyraźnie, jak stoją nieme, na straży tego, co dzielą.
W sumie, to zawsze nas coś oddziela od tego, co jest poza nami. Najłatwiej to czas i odległość, albo brak miłości, albo wada. Drzwi kołyszą się, jak kwiaty nad grobem, może pustym, może nie.
Piątek, tak bardzo opisywany. Jest przed sobotą. W biurze widać gotowość na piątek, w pewnych charakterystycznych rzeczach. Wszyscy się kiedyś spotkamy w niebie i pożartujemy z tego. Ale teraz piątek.
Kot usiadł na murku. Czeka na jedzenie, pod opuszkami ciepły kamień.
Wszystkie podobieństwa, które dostrzegam nie są łatwe do zignorowania.
W moim biurze mieszkają koty. Jest ich pięć albo siedem. Są jeszcze względnie małe, jak na koty, ale i tak starają się żyć. Czasem przychodzi robotnik w niebieskim kaftanie i rzuca im się na pożarcie. Wszystko to jest całkiem miłe, nie mam nic i żadnych pretensji.